Cały Londyn pokryła warstwa białego puchu, który zdawał się owijać świat swoim chłodem. Drzewa były oblodzone i wyglądały jak najpiękniejsze dzieła sztuki.
Młoda kobieta stała nad grobem swoich rodziców.
Miała ich zaledwie niecały rok.
Na ich grobie bywała rzadko, ale nie oznaczało to, że o nich nie pamiętała.
Patrząc na ośnieżony nagrobek wspominała czasy przystąpienia do ich szeregów. Mimowolnie odsłoniła swoje blade ramię.
Na lewym przedramieniu widniał wyblakły znak. To miejsce nie piekło od prawie szesciu lat.
Kierowała się nienawiścią wybierając drogę zła, ale nie żałowała.
Hermiona Jane Riddle już nie była siedemnastolatką. Z jej oczu popłynęły łzy.
Zaledwie tydzień temu straciła dzieci. Jak to się stało?
Szli po chodniku. Scorpius i Hailey jak zwykle się przekomarzali. Nagle obydwoje wbiegli na jezdnię wprost pod rozpędzonego tira.
Od czasu pogrzebu swoich dzieci codziennie płakała. Od razu przeniosła się do Londynu.
Wykupiła małe mieszkanie w mugolskiej dzielnicy. Odcięła się od wszystkich.
Jedyne czego chciała, to cofnąć czas.
Znowu mieć te siedemnaście lat i żyć pełnią życia. Nie martwić się o jutro, wybrałaby pewnie tą samą drogę, ale nie uciekłaby tamtego dnia z Malfoy Manor.
Nie zmieniłaby pozycji na wojnie. Nie zabijałaby.
Teraz jej życie nie ma sensu.
Chociaż...
Szybko teleportowała się do Doliny Godryka. Weszła do starego domu rodziców Pottera.
Teraz wiedziała jak czuł się Harry. Bez rodziców i rodziny. Ona była jego rodziną. Ron, Harry i Hermiona. Złote Trio Hogwartu.
Wchodząc do zdemolowanego salonu, w którym 24 lata temu jej ojciec został po raz pierwszy pokonany zajrzała do pierwszej szuflady w komodzie. Był tam.
Nakręciła go na odpowiednią datę i w momencie naciskania małego guzika w małym, złotym zegarku wycelowała w siebie różdżką i szepnęła:
- Obliviatte.
sobota, 15 marca 2014
Rozdział 28.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz