sobota, 15 marca 2014

EPILOG.

Smukła szatynka szykowała się do swojego długo planowanego ślubu.
Dzisiaj przy wszystkich gościach zostanie panią Malfoy. Już nie będzie panną Riddle.
- Ślicznie wyglądasz Miona. - wszystkie jej przyjaciółki były razem z nią w pokoju, w którym stała już gotowa panna młoda.
Wyglądała jak biały, rajski ptak.
Miała piękną suknię (zdj). Z powodu niezwykle krótkich włosów nie mogła ich upiąć. W niecały miesiąc wróciła do sylwetki sprzed ciąży, więc nie miała kłopotów z obcisłym gorsetem sukni.
Schodząc po marmurowych schodach do ogrodu wiedziała, że dzisiaj spełni się jej największe marzenie.

*12 lat później*

- Draco ja nie mam zamiaru, żeby nasz syn przez twoje ociąganie się nie zdążył na pociąg tak jak rok temu!
Hermiona biegała po domu od ponad pół godziny.
Miała wspaniałą rodzinę. Kochającego męża, dwójkę wspaniałych dzieci i najlepszych przyjaciół.
Po chwili całą gromadą byli już na peronie dzięki teleportacji łącznej.
Rozpoznali z daleka rodziny Zabinich (Blaise i Ginny), Masonów (David i Astoria) i Nottów (Theo i Luna).
- Miona! Co tak późno? - Ginny uściskała przyjaciółkę.
- Draco się ociągał strasznie i Scorpius z Hailey spóźniliby się na pociąg.
Dwójka dzieci była bardzo podobna do swojego taty, z tą różnicą, że jedenastoletnia dziewczynka miała kręcone włosy po mamie i głębokie brązowe oczy, no i oczywiście oboje byli bardzo mądrzy.
Scory przytulił Victorię Zabini, z którą w zeszłym roku szkolnym bardzo się zżył.
- Scorpiusie Hyperionie Malfoy, masz być grzecznyn chłopcem. Nie ważne, że jesteś w Slytherinie. Masz być taki jak gryfoni. Aha i nie wysadzaj ubikacji w powietrze razem z Victorią, Marcusem i synami Freda i Georga Weasleyów. Mamy sedesy w domu, nie musisz ich siostrze wysyłać ich sowią pocztą, jak w zeszłym roku.
- Wiem o tym tato.
- Czasami zastanawiam się czemu ty nie jesteś Zabini. Charakter masz iście diabelski.
Chłopak i ojciec wyglądali jak dwie krople wody. Syn kopią ojca.
- Hailey wiesz, że masz być grzeczna.
- Jestem Hailey Narcyza Malfoy. Zawsze jestem grzeczna.
Dwaj rudowłosi chłopcy (Froge - syn Freda Weasleya, i Gred - syn Georga Weasleya) podeszli do przyjaciół i razem z Scorpiusem, Hailey, Victorią i Marcusem wsiedli do pociągu.
Hermiona nadal nie pamiętała, że gdyby nie zegar czasu, to by była panną Riddle, bez dzieci i Dracona. Jednak z powodu tego, że nikt o tym nie wie i nawet szatynka o tym się nigdy nie dowie, to nie warto roztrząsać sprawy.

Rozdział 29.

... - Jakbym go kochała, to bym z nim była.
- No, ale bzykać się z nim mogłaś.
Szatynka wzięła swoje rzeczy i już wychodziła z pokoju, kiedy usłyszała:
-Przepraszam, nie powinienem. Jestem głupi. Po prostu cię kocham.
Hermiona miała łzy w oczach. Stanęła w otwartych drzwiach od sypialni. Patrzyła na biały marmur na przeciwległej ścianie. Chłód bijący od kamienia stopniowp uspokoił jej zszargane nerwy. Pomomio to została napięta jak za mocno naciągnięta struna w gitarze, która przy najmniejszym szarpnięciu może się zerwać i nie będzie się nadawała do użytku.
- Jesteś kompletnym idiotą Malfoy. - powiedziała ślizgonka nie patrząc w stronę chłopaka.
- Przepraszam.
Szatynka odwróciła się z iście ślizgońskim uśmiechem.
- Zadufany arystokrata Malfoy w ciągu dwóch minut dwa razy przeprosił. Aż zapiszę to w kalendarzu.
- Nie bądź na mnie zła! Po prostu byłem zazdrosny! Wiem, że w związku nie powinno być miejsca na zazdrość, ale...
- Syriusz mi kiedyś powiedział gdy jeszcze siedzieliśmy na Grimmuald Place, że jeżeli jesteś zazdrosny, to znaczy, że ci zależy, więc jeżeli w związku jest zazdrość, to trzeba ją zwalczyć, ale to właśnie ona pokazuje, jak drugiej stronie zależy.
- Nie zostawiaj mnie.
Dziewczyna na chwiejnych nogach podeszła do chłopaka i wtuliła się w jego idealnie wyrzeźbiony tors. Czuła, że mając jego ma wszystko.
- Nigdy więcej nie powiem niczego tak głupiego. Zostaniesz przy mnie? - w oczach chłopaka widać było ból.
- Zależy na jak długo.
- A nie mogłabyś na zawsze?

Wrócili do szkoły dwa tygodnie temu. Hermiona siedziała z Ginny na dziedzińcu szkolnym.
Właśnie tutaj w pierwszej klasie usłyszała jak Ron się z niej wyśmiewa, chociaż była lepsza od niego. Potem ją uratowali przed trollem.
Gdyby nie to, że siedem lat temu przebiegła obok nich z płaczem, to by się nie przyjaźnili. A teraz?
Teraz ma wszystko. Przyjaciół, rodzinę, miłość, zrozumienie...
Nie pamiętała jednak, że zmieniła bieg czasu. Może nigdy nie wyjedzie do Wenecji, w której powinna być od dwóch tygodni i gdzie powinna patrzeć z balkonu na spokojne wody płynące pod jej mieszkaniem.
Teraz siedząc na betonowej ławce patrzyła na owiany mrozem świat. Czuła obejmującą ją Ginewrę i dziecko rozwijające się w jej brzuchu. Niektóre rzeczy nie uległy zmianie.

Rozdział 28.

Cały Londyn pokryła warstwa białego puchu, który zdawał się owijać świat swoim chłodem. Drzewa były oblodzone i wyglądały jak najpiękniejsze dzieła sztuki.
Młoda kobieta stała nad grobem swoich rodziców.
Miała ich zaledwie niecały rok.
Na ich grobie bywała rzadko, ale nie oznaczało to, że o nich nie pamiętała.
Patrząc na ośnieżony nagrobek wspominała czasy przystąpienia do ich szeregów. Mimowolnie odsłoniła swoje blade ramię.
Na lewym przedramieniu widniał wyblakły znak. To miejsce nie piekło od prawie szesciu lat.
Kierowała się nienawiścią wybierając drogę zła, ale nie żałowała.
Hermiona Jane Riddle już nie była siedemnastolatką. Z jej oczu popłynęły łzy.
Zaledwie tydzień temu straciła dzieci. Jak to się stało?
Szli po chodniku. Scorpius i Hailey jak zwykle się przekomarzali. Nagle obydwoje wbiegli na jezdnię wprost pod rozpędzonego tira.
Od czasu pogrzebu swoich dzieci codziennie płakała. Od razu przeniosła się do Londynu.
Wykupiła małe mieszkanie w mugolskiej dzielnicy. Odcięła się od wszystkich.
Jedyne czego chciała, to cofnąć czas.
Znowu mieć te siedemnaście lat i żyć pełnią życia. Nie martwić się o jutro, wybrałaby pewnie tą samą drogę, ale nie uciekłaby tamtego dnia z Malfoy Manor.
Nie zmieniłaby pozycji na wojnie. Nie zabijałaby.
Teraz jej życie nie ma sensu.
Chociaż...
Szybko teleportowała się do Doliny Godryka. Weszła do starego domu rodziców Pottera.
Teraz wiedziała jak czuł się Harry. Bez rodziców i rodziny. Ona była jego rodziną. Ron, Harry i Hermiona. Złote Trio Hogwartu.
Wchodząc do zdemolowanego salonu, w którym 24 lata temu jej ojciec został po raz pierwszy pokonany zajrzała do pierwszej szuflady w komodzie. Był tam.
Nakręciła go na odpowiednią datę i w momencie naciskania małego guzika w małym, złotym zegarku wycelowała w siebie różdżką i szepnęła:
- Obliviatte.

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 27.

'Po raz ostatni słyszałem moje imię jak padało z jej ust, jak Hailey jeszcze nie było na świecie. Najpiękniej powiedziane moje imię pada właśnie z jej ust. Z ust Hermiony.'
- Dzieci są dla nas ważne, ale nie powinniśmy nawet rozmawiać.
- I gdzie się podziała najmądrzejsza czarownica od czasów tej dziwacznej Rawenclav? Przez jedno moje głupie, szczeniackie zachowanie ty po pięciu latach nie chcesz nawet ze mną gadać. Nawet dla dobra NASZYCH DZIECI. Więc jak będzie? - Dracon czekał na odpowiedź szatynki.
- Nie zaczyna się zdania od więc.
Czuła, że nie powinna bratać się z wrogiem. Tylko, czy to na pewno wróg? Mają dwójkę dzieci. Nienawidziła tych chwil zwątpienia.
Wzięła Neferet na ręce i usiadła na dywanie przy oknie.
Kot dawał jej spokój swoją obecnością.
Zignorowała to, że chłopak jest w pokoju razem z nią i siedziała po prostu nic nie mówiąc.
'Pamiętam jak się zakochiwałam. Za szybko. Tylko, czy tego żałuję? Ani trochę, bo chociaż przez chwilę byłam szczęśliwa. Pomimo, że trwała wojna. Zranił mnie, ale to ja zachowałam się jak głupia nastolatka. Mogłam na niego nawrzeszczeć i nie odzywać się do niego przez tydzień, a ja uciekłam jak ostatni tchórz'
Nie patrząc nawet w stronę chłopaka cicho szepnęła :
- Zgadzam się.
Smok podskoczył szczęśliwy. Nie wyglądał na dorosłego mężczyznę jakim był, tylko na nastolatka z czasów szkolnych, który złapał znicza na meczu quidditcha.
Podszedł do dziewczyny i przytulił ją. Widząc jej zdezorientowaną minę i pojawiające się błyszczące ogniki złości w pięknych oczach koloru mlecznej czekolady szybko powiedział :
- Taki przyjacielski uścisk.

- Jak sądzisz Pan, możemy już wrócić do Londynu? - zapytała Roxanne swoją dziewczynę siedząc w łodzi pod domem przyjaciółki i widząc jak ta przytula swego byłego, z którym nie byli ostatnio w bliskich stosunkach.
- Nasza misja została wykonana.
- Zobaczysz, że jeszcze niedługo będzie huczne wesele państwa Malfoy, a my będziemy się zajebiście bawić.
Na razie jednak przyjaźń pomiędzy tymi dwoma osobami musiała wystarczyć i nie zapowiadało się na nic innego.

- Blaise mam dość! Miona to moja przyjaciółka i chcę ją odwiedzić.
- Nie denerwuj się mała. Zaproś raz naszą szatyneczkę do nas i powiedz, że jak nie wbije tu, to ja sam się do niej teleportuję i na mych silnych i niezwykle pięknych ramionach przywlekę ją tutaj.
Zabini pozostał trochę zakochanym w sobie żartownisiem. Kochał wygłupy, czym doprowadzał swoją żonę do szaleństwa.
Najbardziej nie lubiła jak ją straszył, a ona w akcie obronnym biła go patelnią po głowie, bo nie chciało jej się biec po różdżkę.
Mimo to kochali się i chcieli, aby ich przyjaciele, też odnaleźli miłość.
Astoria była z Davidem, Theodor chodził z Luną Lovegood, Pansy i Roxanne były razem. Tylko dwójka, która miała razem dzieci była singlami.

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 26.

Dlaczego nie poszła na ślub Rona Weasleya? To proste - bała się.
Dracon miał prawo widywać się z dziećmi, ale nie z nią. Pewnie by się spotkali, gdyby Astorii nie wymsknęło się, że jej kuzyn został zaproszony.
Takim oto trafem szatynka dowiedziała się i nie poszła na ślub.
Czy wiedziała, że spotka blondyna jeszcze w ten sam dzień? Nie.

Był akurat w Wenecji i stwierdził, że odwiedzi dzieci. Szatynka powinna być w pracy, a Pansy jak zawsze opiekować się dziećmi.
Zadzwonił dzwonkiem umieszczonym przy masywnych, ręcznie rzeźbionych, drewnianych drzwiach. Przy złotej kołatce z głową lwa było na srebrno wygrawerowane nazwisko właścicielki.
Po chwili usłyszał lekkie kroki i skrzypnięcie drzwi. Otworzyła mu drobna osoba o jasnej cerze, lekkich cieniach pod oczami i z brązowymi, kręconymi włosami.
Nie zmieniła się od kiedy ostatni raz ją widział. Była może tylko trochę bardziej zmęczona.
- Co ty tu robisz?! - jej oczy wyrażały złość i zdziwienie. Wokół tęczówek tańczyły iskierki złości.
- Nie złość się, bo złość piękności szkodzi. - nie pytając jej o zdanie wszedł do środka. W głębi duszy cieszył się, że ją zastał.
W salonie rzuciła się na niego para chłopięcych rączek. Po chwili trzymał już oboje swoich dzieci na kolanach.
- Miałeś być dopiero w sobotę. - powiedziała szatynka próbując powstrzymać drżenie głosu.
- Miałem. Byłem jednak akurat w Wenecji, więc stwierdziłem, że wpadnę do dzieci.
Chłopiec objął tatę za szyję.
- Chcialbym, żeby było jak wtedy w Londynie. Może tak być mamooo? - malec miał dar przekonywania, ale tym razem szatynka nie ulegnie tak łatwo. To Malfoy.

Nie spodziewała się, że Draco zostanie do późna i nawet położy dzieci spać. Szatynka musiała przyznać, że się sprawdza dobrze w roli ojca.
- Możemy porozmawiać? - zapytał, gdy dzieci zasnęły.
- Sądzę, że powinieneś iść.
- Wolę porozmawiać, a jeżeli zapomniałaś, to nazywam się Draco Malfoy i zawsze dostaję to, czego chcę, więc teraz posadź grzecznie swój zgrabny tyłek i siadaj, bo już nie będę taki grzeczny, jak wtedy, kiedy kazałaś mi spać na kanapie w naszym dormitorium.
Szatynka poddała się i z ciężkim westchnieniem usiadła na kanapie patrząc jak chłopak krąży po pokoju.
- Mam dość tego, że mamy razem dzieci, a ty mnie unikasz. Wiem, że zachowałem się jak szczeniak, ale już cię przeprosiłem.
- Nigdy nie będzie tak, jak dawniej. Czy tego chcesz, czy nie.
- Chcę tylko, żebyś nie uciekała przede mną. Nasze dzieci mają ojca i matkę, a nie rodziców. Chociaż dla nich powinniśmy mieć w miarę przyjacielskie stosunki.
- Jakbyś nie pamiętał, to ostatnio nasze "przyjacielskie stosunki" skończyły się wylądowaniem razem w łóżku i narodzinami Hailey.
- Chcę tylko, żebyś potrafiła ze mną rozmawiać przy dzieciach do jasnej cholery! One są dla nas obojga ważne!
- Wiem o tym Draco.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 25.

'Jak to się stało, że wylądowałam w Wenecji z dwójką dzieci? Normalnie. Mając 17 lat uciekłam z Anglii, gdyż mój chłopak okazał się debilem. Po przybyciu tutaj zatrzymałam się w starym mieszkaniu cioci Millicenty i dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Urodziłam wspaniałego syna. Odcięłam się od starego życia. Utrzymywałam kontakt jedynie z Pansy, Ginny, Roxanne i Astorią. Kontaktowałam się również z Harrym i Ronem. W ciągu trzech lat wróciłam jedynie na wojnę. Pomogłam Harremu, ale nie zabijałam. Ja leczyłam rannych. Wojna dla mnie to zaledwie trzy dni. Nie zaliczały się one nawet do powrotu. Dopiero po trzech latach wróciłam do Anglii na ślub Gin i Diabła. Jednakże zbytnie zbliżenie z moim byłym zakończyło się po dwóch miesiącach powrotem do Wenecji i jak się okazało kolejną ciążą. Od dwóch lat jestem tutaj i moja noga nawet nie wystawiła się poza miasto. Czy się boję? Tak... boję się uczuć. Bo mimo, że się uodporniłam na uczucia do Dracona, to nadal serce mi wali jak szalone na zwykłą wzmiankę o nim.'
Czy to była ta sama Riddle, która pięć lat wcześniej jako siedemnastolatka teleportowała się z Anglii do Wenecji? Zdecydowanie nie.
Poza tym że została matką, najlepszym prawnikiem i wspaniałą kobietą (względem innych), nadal była najmądrzejszą czarownicą od czasów słynnej Ravenclaw.
Dostała Order Merlina za zasługi na wojnie i jej imię było wyryte w Izbie Pamięci w Hogwarcie. Dla całego czarodziejskiego świata była bohaterką, ale pomimo tego straciła coś ważnego. Nie chłopaka, znajomych, majątek, ani nic innego. Straciła rodziców.
'Pora ich odwiedzić.'
Z tą myślą ubrała się (zdj) i wiedząc, że dzieci są z Pansy i Roxanne teleportowała się do Anglii na cmentarz.

Grób Riddle'ów był duży i cały wykonany z czarnego marmuru. Na złoto były wygrawerowane słowa :

Tom Marvolo Riddle
&
Cynthia Ellizabeth Riddle
'Tak długo żyjesz, jak jesteś w sercach ludzi'

Czy to nie dziwne, że największy czarnoksiężnik i jego żona mają takie słowa wyryte na swoim nagrobku pod wielkim, starym drzewem?
Byli oni zagorzałymi tępicielami mugoli i szlam. Uważali się za najlepszych, gardzili innymi. Więc w czyich mogą być sercach? Chyba tylko takich szaleńców jak Bellatrix Lestrange. A jednak nie.
Byli w sercu swojej córki, która z każdym dniem była co raz bardziej podobna do matki.
Kochała ona ich w jakimś stopniu. Była przez nich dobrze traktowana i kochana. Dzięki nim nie była już szlamą. Miała ich krótko, ale nigdy nie zostaną zapomnieni. Mimo, że jej ojciec był bardziej wężem niż człowiekiem i tak wiedziała, że tli się w nim dobro. Oczy jej matki potrafiły być najbardziej ciepłe ze wszystkich.
Szatynka nigdy nie zapomni wiadomości o ich śmierci. Pomagała przy rannych, gdy przyszedł do niej Neville. Płakała. Uciekało z niej szczęście. Teleportowała się od razu. Nie słuchała ludzi. Wróciła do Wenecji.
Czy chciała teraz płakać na grobie rodziców składając wianek białych róż? Zdecydowanie nie. Ale nie mogła się powstrzymać. Taka już była. Spojrzała na swoje lewe przedramię. Nie usunęła mrocznego znaku. Chciała, żeby przypominał jej dobre chwile. Tak... dla niej śmierciożerstwo wiązało się z dobrymi rzeczami.

Dracon od czasu zamknięcia ojca w Azkabanie nie miał nikogo, kto mógłby go pilnować. Teraz on pilnował swoją matkę.
Nie zapomni dzieciństwa i momentów, gdy jego matka była bita przez jego ojca. Zapamięta to na zawsze.
Teraz starał się jej to wynagrodzić. Zdecydowanie był dobrym synem siedząc z matką na tarasie Malfoy Manor.
- Pamiętasz Draco jak tu było, gdy żył Czarny Pan?
- Pamiętam mamo. Ten dom, to był przytułek dla śmierciożerców.
- Teraz jest pusty i ma swoją historię. Chciałabym kiedyś, żebyś się ożenił i miał dzieci.
- Ja mam dzieci matko.
Kobieta westchnęła cicho zarzucając włosy do tyłu.
- Wiem synku, ale mieć dzieci, a nie mieć żony, to już nie to samo, co żonę mieć.
- Jedyna kobieta jaką bym widział w tej roli nie chce mnie znać.
- Ten obraz wiszący nad kominkiem wcale nie był sztucznie malowany. Kiedyś ja i Lucjusz się kochaliśmy. Walczył o mnie ponad rok zanim się zgodziłam z nim być. Kocham go do teraz, nawet po tym, co mi zrobił. Chciałabym, żebyście ty i Hermiona też mieli jakiś obraz, lub zdjęcie nad kominkiem.
- My nie będziemy razem. Ja to rozwaliłem i tak już musi być.
- Nadal jesteś małym smokiem, który się jeszcze nie nauczył dobrze latać.

- Mamo, ja chcę być taki jak tata. - powiedział mały chłopczyk siedząc na kolanach mamy i bawiąc się jej różdżką - Tata jest mądry i zawsze opowiada jak to było kiedyś. Jest fajny. Kocha mnie i Hai.
- Tak skarbie. - Hermiona pocałowała syna w czoło - Ale rozczaruję cię, bo taki nie będziesz.
W oczach Scorpiusa zagościł smutek. Ojciec był dla niego autorytetem pomimo, że blondynek miał dopiero 5 lat.
- Ty będziesz lepszy skarbie. - powiedziała z uśmiechem szatynka.
- Mam najwspanialszą mamę! - maluch wtulił się w rodzicielkę - A Hailey będzie taka jak ty! I ty będziesz z tatusiem i będziemy najlepszą rodziną pod słońcem!
Brązowooka spojrzała w oczy swojego synka. Dwie identyczne pary oczu. Jedne wypełnione radością i miłością, a drugie miłością i smutkiem.
- Raczej to ostatnie jest niemożliwe, ale i tak kochamy ciebie i Hailey. Pamiętaj Scory, że to się nigdy nie zmieni.

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 24.

- Hermiono, czy ty nie rozumiesz, że Draco chce się widzieć z dziećmi? - Roxanne pojawiła się nagle w domu szatynki.
Riddle trzymała na rękach swoją córkę, a jej syn bawił się na puszystym dywanie.
- Roksi, ty masz Pansy i jesteście szczęśliwe. Tak samo jak ja jestem szczęśliwa bez niego. Nie zabraniam mu się z nimi widywać.
Panna Snape trzymała na kolanach Neferet, a Pansy krzątała się w kuchni.
- Wiem, że nie zabraniasz, ale za każdym razem jak Smok chce widzieć dzieciaki, to ty akurat wychodzisz. Tak nie możesz. Od miesiąca co tydzień, jak wiesz, że tu będzie, to wychodzisz.
- Roxanne... ja wiem, że wy chcecie dobrze, ale tak będzie najlepiej.
- Dla kogo?! Chyba tylko dla Nefci.
- Debilne zdrobnienie. Przez ciebie ja też zacznę tak mówić na Neferet. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
Roxanne pokręciła z dezaprobatą głową i spojrzała na Hermione jakby ta była dzieckiem specjalnej troski.
- Dzieci czują, że się od nich oddalasz, Draco chce się z tobą widzieć, a ty cierpisz, bo także chcesz go widzieć, ale się do tego nie przyznasz, bo jesteś za dumna. W końcu jesteś Riddle.
- Zrozum, że my w ogóle nie powinniśmy rozmawiać wtedy na weselu Gin i Blaisa. Gdybym się nie zgodziła na rozmowę, to by nie wiedział o Scorym i bym z nim nie poszła do łóżka po raz kolejny!
- To czemu mu powiedziałaś, że Scory jest jego synem?
- Bo jak go zobaczyłam, to myślałam, że jakoś się ułoży. Był inny. Potem dopiero, jak się z nim przespałam, to zrozumiałam, że to błąd i pół godziny później byłam już z małym tutaj.
- Oboje uciekacie jak małe dzieci. - wtrąciła się Pansy, która właśnie wyszła z kuchni i kucnęła przy synu Hermiony - Jak nie ty, to on. Odbijacie od siebie piłeczkę jak wyzwiska w szkole. Nawiasem, brakowało nam tego. Bez ciebie Hogwart nie był tym samym.
- Ukończyłam go listownie. Nie chcę go widzieć. Nie zapomnę, co powiedział o mnie i Ronie.
- O ile wiem, to rudy żeni się z Brown. - powiedziała Roxanne.
- Wiem, dostałam zaproszenie. Harry i Cho pobrali się miesiąc po moim wyjeździe. Chcieli, żebym była.
- Nie przyjechałaś nawet na ślub przyjaciela. - Pansy łaskotała Scorego - Mimo to Wybraniec przyjechał tutaj z żoną i nawet nie miał ci tego za złe. Wtedy minął dopiero miesiąc. Tylko, czy teraz na ślubie Wieprza się pojawisz?
- Nie wiem. Jest koniec sierpnia, a oni mają ślub za 15 dni.
- Cholera jasna minęło pięć lat! - Roxanne puściły nerwy - Twój przyjaciel bierze ślub, a ty się zastanawiasz, czy się na nim pojawić? To jest chore! Ty się po prostu panicznie boisz Anglii!
- Nie boję się Roxanne, ale tutaj jest mój dom.
- A czy ktoś karze ci zostać w Londynie? Masz tam się teleportować i po weselu wrócić. Tyle. - Pansy była spokojna. Jeszcze.
- A ciekawe, kiedy wasz ślub będzie?
- My ślubu nie weźmiemy. Stwierdziłyśmy, że to nie jest nam potrzebne. Postanowiłyśmy też, że na czas ślubu zajmiemy się twoimi dziećmi, więc nie ma odwrotu.

- Harry, ja chcę żeby ona była na ślubie.
- Ron, ona się na pewno pojawi. Na moim ślubie nie była, bo był za szybko od przeprowadzki, ale znam ją i na twoim się pojawi.
- Ale Malfoy na nim będzie.
- O tym Hermiona wiedzieć nie musi.

- David! Draco przyszedł!
Astoria zawołała swojego męża i zaprowadziła kuzyna do salonu.
- Co cię sprowadza Smoku? - zapytał David wchodząc do salonu.
- Chciałbym, żebyście mi pomogli. Chodzi o Hermionę.
- Dracze... wiesz, że ona nie chce cię znać... - Astoria bardzo nie lubiła planów swojego kuzyna. Owszem, jeżeli chodziło o kawały Filchowi, lub nauczycielom, to tak, ale nie, jeżeli chodzi o jej przyjaciółkę.
- Spokojnie Ast, ja chcę tylko, żeby ona ze mną pogadała. Nic więcej.

Szatynka położyła dwójkę dzieci spać. Obojgu podczas snu zmieniła pokoje. Uwielbiała magię. Wzięła na ręce swoją kotkę i usiadła przed kominkiem.
'Czemu ja musiałam być w Gryffindorze? Czemu tam ceni się odwagę? Czemu dopiero tak późno trafiłam do Slytherinu? Do tej pory mam w sobie cząstkę tej cholernej Granger-Wiem-To-Wszystko.'

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 23.

Szatynka dopalała właśnie papierosa na balkonie. Tak, pali od roku. Zauważyła zakochaną parę idącą wąskim chodnikiem. Ciemnowłosy chłopak obejmował rudą dziewczynę. Która coś mu zawzięcie tłumaczyła.
'Zupełnie jak Ginny z Blaisem. Ona też zawsze gadała, a on jej słuchał. Pomimo wybuchowych charakterów właśnie oczekują drugiego dziecka. A ja... szkoda gadać.'
- Miona, Scory już śpi. Chodź tu bo się przeziębisz.
- Pansy, ja nadal nie wiem, co ty tutaj robisz. Jesteś kochana, że mi pomagasz.
- Od tego są przyjaciele. Ty się ode mnie nie odwróciłaś, gdy ci oznajmiłam o mojej odmienności, więc chcę ci się odwdzięczyć.
Panna Parkinson przyjechała do Hermiony tydzień wcześniej. Widziała, że szatynka nie daje sobie rady bez ciotki, która musiała wyjechać do Francji.
- Hermiono, a może jednak Draco nie chciał źle?
- Czy ty sądzisz, że mu wybaczę, że od narodzin Hailey nie odezwał się ani słowem? Scorpius ma dopiero pięć lat. Wiesz jak za nim tęskni? Obiecał mu, że go nie zostawi, a tym czasem co? Dowiedział się o drugim dziecku i zwiał jak tchórz.
- Kochasz go? - oczy Pansy wskazywały na to, że jest zatroskana.
- Nie. Zwiał tak, jak ja 5 lat temu. Kochałam go, ale teraz łączy mnie z nim tylko Scorpius i Hailey.
- To mój przyjaciel. Tak samo jak ty. Wiesz, że nie popieram go, ale powinnaś sobie z nim pogadać.
- Nie chcę Pansy.

- Smoku usiądź na dupę i siedź.
- Łatwo ci mówić Diable. Ty się nie zmieniłeś przez 5 lat, a ja? Ja jestem idiotą.
- No fakt, tu się zgodzę, bo spierdoliłeś jak tchórz.
- To było dwa lata temu i nie chciałem drugiego dziecka.
- Ale masz stary. I tego nie zmienisz. Może weź napisz list do niej, zadzwoń, teleportuj się. Cholera stary! Jesteś czarodziejem!
Draco poszedł po najmniejszej linii oporu. Przywołał różdżką pergamin i pióro i zaczął skrobać:

          Hermiona Jane Riddle.

Wiem, że niechcesz mnie teraz znać. Zawaliłem i zdaję sobie z tego sprawę. W piątek o 15 przyjdę zobaczyć dzieci. Nie przyjmuję odmowy.

                                       Draco.

'W końcu jestem Malfoyem i mi się nigdy nie odmawia.'

- Pansy! Chodź tu i zobacz. - szatynka właśnie wróciła z pracy, w której dostała list.
Czarnowłosa zaczęła czytać i się uśmiechnęła.
- A nie mówiłam?
- Mam do ciebie prośbę. Zostań z dziećmi. Ja go nie chcę widzieć, a to już za godzinę. Ja się ogarnę i pójdę do parku, albo gdzieś. Okej?
Twarz Parkinson wskazywała na szok i smutek, ale się zgodziła.
Hermiona szybko poszła do siebie się ubrać (zdj) i poszła do salonu, gdzie siedział Scory i roczna Hailey.
- Skarby moje, mamusia wychodzi. - ucałowała dwójkę dzieci w czoło.
- Czemu wychodzisz, skoro dopiero przyszłaś? - mały blondynek spojrzał czekoladowymi oczkami na swoją mamę. Oczy zdecydowanie miał po niej.
- Tata chce was zobaczyć, a ja nie chcę widzieć taty.
Przytuliła syna i malutką dziewczynkę o brązowych, prostych włoskach i szarych oczach.

Siedziała w parku już dwie godziny. Właśnie skończyła czytać jedną książkę i stwierdziła, że drugą dokończy w kawiarni.
'Mam 23 lata i dwójkę dzieci. Nie mam męża, ale mam dobrą pracę. Ojciec moich dzieci to palant.'
Idąc i myśląc przeszła obok schroniska dla zwierząt. Zawsze chciała kota.
- Dzień dobry. W czym mogę służyć? - kobieta, która przywitała Hermionę była na oko w jej wieku i miała długie, blond włosy.
- Chciałabym zabrać stąd kota.
Kobieta zaprowadziła ją w miejsce z kotami. Szatynka zawsze kochała te zwierzęta. Jej Krzywołap też był pięknym kotem. Idąc wzdłuż klatek widziała wiele kotów, ale zatrzymała się tylko przy jednej.
- To dziewczynka. Ma dopiero cztery miesiące.
- Chcę tą kotkę.

Idąc do domu kupiła rzeczy potrzebne dla Neferet. Zdecydowała się tak nazwać swego kota. Rasa kojarzy się bardzo z Egiptem, więc imię też powinno. Sfinks - Neferet.
Trzymając kota na rękach po pięciu godzinach nieobecności weszła do domu.
- Hej Pansy, jak dzieci?
- Oboje zasnęli jakąś godzinę temu. Co ty masz na rękach?!
- Neferet, mojego ślicznego kota.
- Jest bardziej ochydny, niż śliczny. Nie podoba mi się, ale to twój kot, więc to uszanuję.
Razem rozstawiły drapak, miski, zabawki dla kota i nalały mleka do miski.
'Teraz oprócz dzieci mam też wspaniałą kotkę.'

Zdjęcie ubrań i kotki.

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 22.

Nadszedł sierpień, a co za tym idzie Scorpius miał już ponad 3 lata i nadszedł dzień ślubu Ginny i Blaisa.
Hermiona obiecała przyjechać na dłuższy czas razem z synem i po ślubie pomóc Ginewrze w opiece nad dzieckiem, które ma już miesiąc.
W dzień ślubu szatynka ubrała się (zdj) i wzięła swojego synka ubranego w czarny garniturek na rączki. Tak gotowa teleportowała się z nim pod dom przyszłego małżeństwa. Poszła od razu za dom, gdyż ceremonia miała zacząć się za pół godziny.
- Hermiona! - burza rudych włosów przysłoniła jej pole widzenia - Jak się cieszę. Boże... tyle lat. Wyładniałaś! I masz ślicznego synka.
Scory poszedł do małej Victorii leżącej w wózku.
- Dalej idziemy po twoją suknię. Jestem twoją świadkową.

Po chwili Hermiona stała już przy ołtarzu starając się nie patrzeć na chłopaka stojącego przed nią. Uciekła trzy lata temu jak tchórz. Teraz znowu się spotykają. Znowu razem.

Po przysiędze dziewczyna, ani chłopak nie odeszli daleko, gdy do szatynki podbiegł malec.
- Mamo, ładnie dzisiaj wyglądałaś.
Hermiona wzięła chłopca na ręce i przytuliła mocno, całując lekko w czoło.
- Chyba musimy pogadać. - powiedział blondyn patrząc na chłopca.
- Ja go wezmę. Pobawi się z Michaelem. - powiedziała Astoria, której synek też miał trzy latka.
- Scorpius, pójdziesz z ciocią Astorią.
Hermiona wyszła na dwór razem z byłym Ślizgonem.
- To mój syn? - zapytał.
- Tak, to twój syn.
- Czemu ja nic o nim nie wiem?
- Ponieważ dowiedziałam się dopiero po przeprowadzce.
- Chciałem cię przeprosić Hermiono. - w oczach chłopaka było widać miłość i troskę.
- Nie masz za co. Wybaczyłam ci już dawno. Jak się jest w ciąży i siedzi w domu, to ma się czas na myślenie. Nie mam ci za złe tamtej sprawy.
- To czemu nic nie wiem o Scorpiusie. Poza tym ma imię, które chciałem dla syna.
- Ma nawet twoje nazwisko. Przepraszam. Nie powinnam, ale to był impuls. Nie odzywałam się, bo się bałam twojej reakcji.
- Zawsze cię kochałem. Po zabójstwie twoich rodziców zacząłem cię szukać, ale nie mogłem znaleźć. Będę mógł poznać syna?
- To twój syn. Powinieneś go poznać.

- Wróciliśmy. - Draco odprowadził syna po wizycie w zoo. Byli cali mokrzy, bo padało.
- Mama, niech tata zostanie. - maluch robił słodkie oczka.
- Niech ci będzie.
Hermiona wróciła z synem do Londynu. Przez dwa miesiące Draco odwiedzał ich codziennie.
Razem położyli syna spać.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że mam syna.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że znowu jestem w Londynie.
Chłopak niespodziewanie pocałował matkę swojego syna.
Po chwili z małej kanapy przenieśli się do sypialni.
Nastepnego rana Dracon zapytał:
- Czemu nie śpisz? Jest dopiero 5.
- To, co było wczoraj nie powinno się w ogóle zdarzyć. Nie możemy być razem. Przez trzy lata leczyłam się z ciebie. Nie chcę znowu tego. Ja i Scory wrócimy do Wenecji i będzie dobrze.
- Myślisz, że skoro dowiedziałem się, że mam syna, to o nim zapomnę?
- Ja ci nie karzę o nim zapominać, ani nie widywać się z nim. Po prostu chcę być z daleka pd ciebie. Mamy razem dziecko, ale nic poza tym. Idę po Scorego. Masz pół godziny, żeby się pożegnać. 

Rozdział 21.

Millicenta Backer, była juz siwiejącą kobietą mającą 50 lat. Jej twarz była usiana drobnymi zmarszczkami widocznymi dopiero z bliska. Jej siwe włosy upięte w wysokiego koka wyglądały jakby były utkane ze srebrnych i białych nici. Miała szczupłą sylwetkę i była średnio wysoka. Jednak nie byłaby pewnie taka piękna, gdyby nie jej granatowe oczy okalone długimi, czarnymi, gęstymi rzęsami. Przyciągały one wzrok każdego.
Pomimo, że ciało się starzało, to oczy nadal wyglądały jakby były to roześmianej piętnastolatki.
Millicenta Backer - ciotka Hellen Granger nie była podobna do swej siostrzenicy. Nie była nawet podobna do swojej starszej siostry Livii.
Teraz kobieta siedziała w mieszkaniu szatynki.
Dziewczyna mieszkała w Wenecji już trzy lata. Przez ten czas utrzymywała kontakt tylko z Ginny, Pansy, Roxanne i Astorią. Zamknęła prawie całkowicie stary rozdział w swoim życiu.
Hermiona dużo opowiadała swojej cioci.
- Cześć ciociu przepraszam, że tak późno, ale miałam urwanie głowy w pracy. - dziewczyna weszła do domu i usiadła na kanapie.
- Nic się nie stało. Zrobiłam ci kawę.
- Dziękuje.
Millicenta wiedziała, że dziewczyna jest zmęczona całymi dniami w pracy i obowiązkami domowymi.

Blondyn wszedł do swojego apartamentu. Cały dzień spędził w pracy i na koniec uwziął się na niego Zabini, który szykował się do ślubu.
Dracon od trzech lat zmieniał kobiety jak rękawiczki. Jednak od miesiąca tak nie robi. Znudziło mu się. Ma 21 lat i chce się ustatkować i ożenić. Balise jest z Wiewiórką od trzech lat i szykują się do ślubu i narodzin swojego dziecka. A jemu co przyszło? Wspomnienia po jakiejś dziewczynie, która uciekła kilka lat temu. Jego przyjaciele mają z nią kontakt, a on nawet nie wie co u niej. Nawet nie wie, gdzie ona jest... i jeszcze ten jego wyjazd służbowy.

Siwowłosa kobieta wyszła przed chwilą. Szatynka stanęła na balkonie swego mieszkania i patrzyła.
'Idąc ulicą widzę codziennie problemy ludzi. Kobieta płacze, bo zapewne pokłóciła się z mężem, muzyk zbiera drobniaki grając pod teatrem, w jakimś mieszkaniu kłóci się para narzeczonych. W innym miejscu na ławce siedzi stara opuszczona staruszka i idzie zrzędliwy starszy pan. A ja? Ja idę i jestem wyprana z emocji. Tylko mój skarb utrzymuje mnie przy życiu."
Hermiona weszła do sypialni bardziej dla dziecka niż dla dorosłej osoby.
Podeszła do łóżka i spojrzała na malutkiego blondyna.
- Kocham cię. - szepnęła i pocałowała swojego synka w czoło.

Synek Miony :

***** Sabina, skarbie wiem, że to czytasz i pamiętaj, że jesteś wspaniała i nie masz się przejmować innymi. Masz mnie, a ja mam Ciebie. Kocham Cię bardzo mocno. Pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie Księżniczko, bo jak ktoś jest dla nas ważny, to się przy nim jest, a Ty jesteś dla mnie bardzo ważna. <3

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 20.

Czy arystokrata wychowany w żelaznych zasadach i dziewczyna niegdyś będąca szlamą i nadal pozostająca najzdolniejszą czarownicą w szkole mogą być razem i zaznać szczęścia?
Mogą, ale ich szczęście nie będzie trwało długo. W przypadku osób o dwóch bardzo wybuchowych charakterach kłótnie będą na poziomie dziennym.
Więc to chyba nic dziwnego, że kiedyś w ich związku dojdzie do punktu, w którym wszystko zacznie się sypać. Ale jak do tego doszło w przypadku tej dwójki...

Był Nowy Rok i na drugi dzień trzeba było wracać do szkoły. Szatynka leżała przytulona do blondyna. Nagle poczuła, że ktoś przełamał jej bariery ochronne.
Szybko wypchnęła tą osobę z głowy.
- Jakim prawem używasz na mnie leglimencji?!
- Chciałem coś sprawdzić.
- Nie mogłeś się spytać?
- Kochasz Rudego?
- Jakbym go kochała, to bym z nim była.
- No ale bzykać się z nim mogłaś.
Teraz miarka się przebrała. Hermiona wzięła swoje ciuchy i wyszła z pokoju.
Poszła do gabinetu swego ojca.
- Tato, nie kontynuuję nauki. Chcę spokoju. Wyjeżdżam.
Za pomocą zaklęcia przywołała wszystkie rzeczy i teleportowała się w tylko sobie znane miejsce.

Nikt nie wiedział, gdzie podziała się córka Riddlów. Czarny Pan chodził niezadowolony łypiąc na wszystkich spode łba, a Draco potraktował mocnym Cruccio. Pani Riddle próbowała dowiedzieć się gdzie zniknęła Hermiona, ale nawet Ginny nie wiedziała.
Zniknęła uprzedzając tylko ojca. To zadziwiające, że panna Wiem-To-Wszystko-I-Kocham-Książki nie chciała dokończyć Hogwartu.

Siedziała w swoim mieszkaniu, które dostała od babci. Była to ciocia pani Granger, ale dla niej zawsze będzie jej ciocią. Kobieta przeniosła się na obrzeża miasta, więc szatynka zamieszkała w jej mieszkaniu.
Minął tydzień od przeprowadzki tutaj. Zmieniła wystrój mieszkania i poszła do lekarza z powodu swego samopoczucia. Wyniki nie za bardzo ją zadowoliły.

Widok z mieszkania szatynki :

Rozdział 19.

Astoria i David nie zapomnieli o przyjaciołach. Przyjechali z Francji, gdzie zamieszkali przywożąc stamtąd wiele rzeczy. Niestety pojechali tak szybko jak przyjechali. U blondynki było widać zaokrąglony brzuszek. W dodatku Draco i Hermiona mieli zostać chrzestnymi. No właśnie, a co do tej dwójki...

- Cholera Draco, czy ty możesz być poważny i choć raz zachować się jak dorosły czarodziej? Na Merlina, już Ron jest poważniejszy!
- Możesz nie wspominać o tym rudzielcu przy mnie?
- Ron, to mój przyjaciel. Nie możesz tego zrozumieć?!
- Nie! Ślini się do ciebie, a ty mu na to pozwalasz!
- Draco... Ronald chodzi z Lavender.
Oczy blondyna rozszerzyły się. 'Więc jednak rudzielec nie chce być z Hermioną...'
Dziewczyna uśmiechnęła się pobłażliwie.

- Zabini cioto puszczaj mnie!
- Bo co mi zrobisz Wiewióreczko? Puszczę cię dopiero jak się zgodzisz.
- Będę tego żałowała do końca życia.
Chłopak postawił dziewczynę na ziemi i chciwie wpił się w jej usta.

Hermiona ubrała się (zdj) i stwierdziła, że napisze krótki list do Grangerów.

   Państwo Granger.

Chciałabym Wam życzyć wesołych świąt. Nie mam wam już za złe kłamstwa. To było dla mojego dobra. Mimo wszystko byliście moimi rodzicami i chciałabym Wam podziękować za te 17 lat poświęcone mi. Mimo wszystko nadal w jakiś sposób Was kocham. Jeszcze raz najlepszego.

                                  Hermiona.

Ci ludzie mimo wszystko zasłużyli na jej szacunek. Bo przecież przez 17 lat byli dla niej podporą. Zawsze mogła na nich liczyć. Choć przysporzyła im wielu zmartwień, to oni mimo to ją kochali.
Byli kiedyś rodziną. Jednością. Chyba nie warto tego przekreślać z powodu pochodzenia, które w gruncie rzeczy nie miało dla szatynki większego znaczenia.
Czarna sowa była dobrze widoczna na tle jasnego nieba lecąc z listem.
'Czemu to wszystko musi być takie trudne? Czy nie może się choć raz wszystko ułożyć. Przynajmniej załagodzę stosunki z innymi. Nie będę jakąś zimną suką, tylko dlatego, że jestem Riddle, a tak w ogóle to fajne mam nazwisko'

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 18.

Nadeszło Boże Narodzenie. Hermiona siedziała razem z Ginny w ich sypialni. Przyleciała właśnie sowa od Harrego i Rona. Zaczęły od listu napisanego krzywym pismem Wybrańca.

          Hermiono i Ginny.

Mamy nadzieję, że miło spędzacie te święta. U nas wszystko dobrze. Szkoda tylko, że nie ma Was z nami jak co roku. Życzymy Wam wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, spokoju i przede wszystkim powodzenia z tymi dwoma waszymi "kolegami". Fred i George każą Was pozdrowić. Żałują, że nie widzieli min uczniów Hogwartu na Waszej ceremonii. Jeszcze raz najlepszego i żeby ten tleniony dupek nie zdemoralizował Was.

                            Harry & Ron

Dziewczyny dostały od nich w paczce po pięknej bransoletce. Obie takie same. Były ze srebra z zielono-czerwonymi kreskami oplatającymi je dookoła wykonanymi z rubinów i szmaragdów - jako połączenie dwóch domów Hogwartu.
Miały symbolizować przyjaźń, która może się narodzić między nienawistnymi domami.
Od wewnętrznej strony było wygrawerowane na złoto : Friendship is the same as love.
Fred i George dali im po książce i zapasie przedmiotów z ich sklepu.
Ginny dostała książkę i tytule : "Jak skutecznie pozbyć się chłopaka", a Hermiona "Jak poderwać największe ciacho".
Dziewczyny wysłały im prezenty dzień wcześniej. Harremu książkę o quiddichu i zestaw do polerowania miotły, Ronowi nowe rękawice obrońcy i miniaturową miotłę, która sama latała, no i obowiązkowo każdy dostał słodycze. Fred i George dostali po prostu bo butelce najlepszej whisky.
Prezenty od reszty miały zobaczyć dopiero wieczorem.
Hermiona złapała przyjaciółkę i zbiegły do salonu, gdzie skrzaty już zaczynały ubierać choinkę.
- W tym roku zwalniam was z obowiązku strojenia choinki. Sami to zrobimy. - szatynka uśmiechnęła się ciepło do małych stworzonek. - Draco, Blaise ! Złazić mi na dół !
Zabini spędzał święta u Malfoyów, gdyż jego matka z nowym chłopakiem wyjechali na Hawaje.
Chłopacy zwlekli się z nietęgimi minami do salonu.
- Nie róbcie takich min. Blaise stań się pożyteczny i idź z Ginny do kuchni zrobić pierniki. Tak dobrze słyszałeś. - dodała gdy chłopak zachłysnął się powietrzem - A ty Draco pomożesz mi ubierać choinkę.
Młodsza wzięła czarnoskórego chłopaka za rękę i poprowadziła do kuchni, gdyż wolała się nie sprzeciwiać przyjaciółce.
- Chyba źle słyszę. To zajęcie skrzatów. - blondyn był zdegustowany.
- Dobrze słyszysz. Wychowali mnie mugole, więc wiem jak powinny wyglądać święta. Dalej ruszaj tyłek i pomoż mi. - Hermiona podeszła do kartonu z czarmymi bombkami i wyjęła jedną.
- Wiem, że marzysz nocami o moim tyłku, ale jest zbyt seksowny, żeby łatał wkoło głupiego drzewka.
Hermiona spojrzała na chłopaka. W jej oczach zagościł smutek i zaszkliły się łzy. Chłopak to zauważył.
- Hej nie płacz. Nie chciałem. - Malfoy podszedł i objął szatynkę.
- Dla mnie to nie jest głupie drzewko. Od małego ubierałam choinkę. Jakby skrzaty ją ubrały to by nie było to samo. Bez tego nie ma dla mnie świąt.
- Nie wiedziałem, że to dla ciebie takie ważne. Chodź.
Chłopak podszedł do choinki sięgającej niemal do sufitu i zaczął ubierać drzewko.
Po godzinie szatynka siedząc na barkach blondyna wkładała srebrną, świecącą gwiazdę na sam czubek choinki.
- Trochę za ciemna. - Hermiona machnęła różdżką i zmieniła kolor bombek z czarnego na zielone. Na ozdobach były namalowane serbrne węże. Całość dopełniał srebrny łańcuch i zaczarowane, mieniące się na biało kryształki.
- Ślizgońska ta choinka. - Draco objął swoją dziewczynę od tyłu.
- W końcu jesteśmy ze Slytherinu.
- Cieszę się, że ubraliśmy razem to drzewo. - Smok uśmiechnął się.
Hermiona pocałowała chłopaka w policzek. Stała przytulana przez Ślizgona. Już w ogóle nie pamiętała, że byli wrogami. Polubiła go, a może nawet coś więcej.
- Wiesz, że nie wymyśliłem tego zadania na darmo? - chłopak szepnął do ucha dziewczynie - Miałem nadzieję, że do Walentynek coś do mnie poczujesz i zechcesz ze mną zostać. Wiem, to głupie.
Hermiona odwróciła się przodem do chłopaka i wpiła w jego usta.
- To będziesz ze mną tak na serio? - chłopak zapytał odrywając się od dziewczyny. Ta uśmiechnęła się i przytaknęła kontynuując przerwaną czynność.
Wszystkiemu przyglądała się Cynthia Riddle, której z oczu pociekły łzy szczęścia, gdyż sama doskonale pamiętała dzień, w którym została partnerką Toma Marvola Riddle.

*wspomnienie*
Był ciepły wiosenny dzień. Siedziała na zielonej trawie ogrzewając twarz w promieniach słońca. Nie wierzyła, że za miesiąc opuści Hogwart już na zawsze.
- O czym tak myślisz? - ten głos znała aż za dobrze.
- O szkole. Nie chcę się z wami rozstawać.
Riddle był w jej paczce, a raczej ona w jego.
- Obiecuje, że my już zawsze będziemy razem. I kiedyś tam dojdziemy do władzy, weźmiemy ślub i bedziemy żyć długo i szczęśliwie.
- To mają być oświadczyny?  
- Chyba tak, ale jak chcesz to mogę klęknąć i wyjąć pierścionek.
Jak powiedział tak zrobił.
- Cynthio Elizabeth Seymour, czy zostaniesz moją przyszłą żoną. Nie ma odmowy.
Dziewczyna rzuciła się chłopakowi na szyję.
*koniec wspomnienia*

W prawdzie jej córka nie planowała przyszłości, ale właśnie znalazła szczęście.
- Tom... nie uwierzysz.

Ginny i Hermiona w strojach, które razem dobierały (zdj) otwierały prezenty razem z całą resztą rodziny.
Hermiona dostała od rodziców piękną srebrną kolię z wielkimi szmaragdami. Od Ginny zestaw kosmetyków i pędzelki do makijażu, bo tego nigdy za wiele. Neville dał jej "Przewodnik po magicznych roślinach". Luna przysłała jej własnoręcznie namalowany portret szatynki. Zabini dał jej figurkę przedstawiającą smoka oplatającego serce i diamentowe kolczyki. Grangerowie przesłali jej śliczną sukienkę.
Ginny od Hermiony dostała zestaw ciuchów, od Zabiniego prezent do otworzenia później. Draco dał jej książkę "Jak nie być jędzą", a Czarni Państwo dali jej wisiorek z czarnym krukiem.
Pansy z Roxanne stwierdziły, że prezenty dadzą im w szkole.
Draco podszedł do Hermiony.
- Chyba jeszcze jeden prezent. - podał dziewczynie czarną paczuszkę przewiązaną limonkową wstążką.
W środku był złoty łańcuszek z zawieszką w krztałcie serduszka. Miał wygrawerowany napis LOVE, który był wypełniony diamentami.
- Piękny. Tutaj masz swój prezent.
Szatynka dała chłopakowi znicz wykonany ze złota. Na jego skrzydełkach były maleńkie diamenciki, które w trakcie lotu mieniły się tworząc niesamowite zjawisko.
Tom Marvolo Riddle patrzył na swoją córkę i swego sługę. Nawet on, ze swoją mocą nie mógł sprawić, żeby ta dwójka się kochała i była razem zawsze. Wiedział, że to, co jest między tą dwójką nie jest czystą miłością, ale jedno drugiemu daje szczęście.

1. Hermiona 2. Ginny

Rozdział 17.

- Cholera jasna stary, ja przez tych dwóch idiotów ją stracę.
- Smoku ona nie jest nawet twoją dziewczyną.
Blondyn chodził niespokojnie po dormitorium przyjaciela, który po wyjeździe Davida mieszkał sam.
- Ginny też zaczęła się z nimi zadawać znowu, a jak wiesz to ona była kiedyś z Bliznowatym. - Blaise faktycznie nie był zadowolony z tego faktu.
- Pamiętam, w piątej klasie rozwaliłeś przez to lustro w łazience i zalałeś się w trupa rano nawet nie biorąc eliksiru na kaca.
Draco od dawna wiedział, że jego przyjacielowi podoba się Wiewióra.
- Smoku usiądź na dupę i się ze mną napij a nie łazisz jak zakochany kundel!
- Nie jestem zakochany w Riddle! No bez przesady. Po prostu to jeszcze przez chwilę będzie moja dziewczyna.
'A mi kurcze na oku jedzie Express Hogwart, a na drugim już nawet tory wybudowali'

Dni w Hogwarcie minęły jak z bicza strzelił. Nim uczniowie się obejrzeli już była przerwa świąteczna.
Hermiona odnowiła swoją starą przyjaźń z chłopakami, ale nie było już między nimi tak jak kiedyś.
Szatynka ubrała się (zdj) i zeszła do salonu, w którym czekał na nią Dracon.
- Chłopie, co ci jest, że łazisz jakby ci ktoś kij w dupę wsadził? - szatynka była poirytowana zachowaniem Ślizgona.
- Jesteś moją dziewczyną, w prawdzie dzięki zakładowi i nawet się nie spytałem, czy będziesz ze mną, no ale jesteś i mnie olewasz zupełnie. Nie jestem już starym Malfoyem. Zmieniłem się. Myślałem, że przez ten zakład się coś zmieni, ale jednak nie. Tyle, że czasem się do mnie przytulisz. I tak... stałem się zazdrosny o tych debili.
Szatynka nie ukrywała, że rozczuliły ją słowa blondyna. Nigdy nie spodziewała się po nim czegoś takiego.
Bez słowa podeszła i pocałowała swojego chłopaka. W prawdzie udawanego, ale zawsze chłopaka.
Chwilę później udali się przed budynek szkoły, skąd powozy zawiozły ich na dworzec, gdzie czekał na nich pociąg do Londynu.

- Część chłopaki! Przepraszam, że tak długo nie przychodziłam. Część Neville! Witaj Luno! - szatynka wparowała szybko do przedziału.
- Jak u twoich Ślizgonów? - zapytał luźno Harry. Zdążyli się z Ronem pogodzić, że ich przyjaciółka jest w domu Salzara Slytherina.
- Bardzo dobrze. Miałam teraz z Draco patrol na korytarzu i stwierdziłam, że to idealna okazja, aby tu wpaść.
Chłopacy wiedzieli o zakładzie szatynki i blondyna.
'Pasują do siebie. Pomimo, że są dla zakładu. Ona przyciąga Malfoya jak kurczak Rona' - Harry akurat się nie mylił.

Na dworze było zimno i leżała gruba warstwa śniegu przykrywając cały ogród w Malfoy Manor grubą, białą pierzyną.
Dziewczyna siedziała na tarasie z kubiem gorącej czekolady przygotowanej przez skrzaty.
Rozmyślała o pewnym czarnoskórym chłopaku, który od jakiegoś czasu siedział w jej głowie i za żadne skarby nie mogła go stamtąd wywalić.
'Cholera jasna! Ginewro Silvio Wright! Uważaj, bo się zakochasz w tym palancie... za późno, ty już to zrobiłaś'

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 13.

- Co teraz? - Hermiona chciała zachować trzeźwość umysłu.
- Z Davidem postanowiliśmy opuścić szkołę. Jak urodzi nam się dziecko, to raczej nie będziemy się jednocześnie uczyć i nim opiekować.
- Kiedy opuszczacie szkołę?
- Dzisiaj po meczu.
Szatynka przytuliła przyjaciółkę i razem udały się na boisko, ponieważ dochodziła już godzina 9.

- Slytherin prowadzi z Gryffindorem 150 do 60. Szukający dostrzegli znicz! Oboje lecą do niego z zawrotną szybkością. Tak szybko to nawet jęcząca Marta nie wskakuje do kibla.
Hermiona z zielono-srebrnym szalikiem siedziała na trybunach Ślizgonów. Nie interesował ją Quidditch, ale przez Ginny znała dokładnie zasady gry. W dodatku Dean Thomas ciągle dodawał zbędne komentarze, co rozśmieszało byłą Gryfonkę.
Często nawet sędziowała rudemu rodzeństwu i Harremu, gdy we wakacje latali na miotłach za Norą.
- Draco Malfoy złapał znicz! Wygrywa Slytherin wynikiem 300 do 60!
Hermiona zbiegła razem z innymi Ślizgonami na boisko i podbiegła do drużyny.
- Podobało się? - do ucha szatynki szepnął zachrypnięty głos.
- Nie widzę nic specjalnego w lataniu na miotle, ale gratuluję wygranej. - dziewczyna odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z blondwłosym chłopakiem.
- A może po prostu boisz się latać. - przez przypadek Wright mu ostatnio wypaplała, że Miona boi się latać.
Wszyscy już przed meczem porzegnali się z Astorią i Davidem, obiecując, że zobaczą się na Gwiazdkę.
- Skoro się nie boisz to wskakuj. - Smok wsiadł na miotłę robiąc dziewczynie miejsce przed sobą.
'Dlaczego ja do jasnej cholery musiałam być w Gryffindorze przez tyle lat?!'
Panna Riddle ze strachem w oczach usiadła na miotle kurczowo łapiąc się rączki. Malfoy był od niej o wiele wyższy, więc złapał trzonek miotły przed rękoma dziewczyny. Teraz Smok miał swoje ręce po obu bokach szatynki.
Odbił się lekko od ziemi i poczuł jak jego pasażerka przybliża się do niego jeszcze bardziej.
Leciał z nią nad Zakazanym Lasem, który z lotu wydawał się bezkresny i zapierał dech w piersiach.
Szatynce się podobało, ponieważ wydobyła z siebie okrzyk zachwytu, ale las był niczym w porównaniu z jeziorem.
Draco skierował miotłę tak, że lecieli metr od tafli jeziora, w którym odbijali się oni sami.
Pod wodą było widać ryby i czasami migała im jedna z macek wielkiej ośmiornicy. Pod nimi była niezbadana głębia wody, a nad nimi bezkres nieba. Oni sami byli połączeniem tego.
Po jakimś czasie Smok gładko wylądował na trawie na błoniach.
- I jak?
- To było wspaniałe. Dziękuje Draco.
'Bez niczego powiedziała na mnie Draco. To się bardzo rzadko zdarza.'
- Zawsze do usług. A teraz chodź, to może zdążymy na kolację.
Szatynka nawet nie zauważyła, że na dworze jest już prawie całkowicie ciemno.
Kolacja trwała w najlepsze, gdy dwójka uczniów weszła do Wielkiej Sali. W tym Draco jeszcze w stroju drużyny.
- Ginny ja latałam! - powiedziała Hermiona przyjaciółce, która zakrztusiła się sokiem, bo wiedziała jak starsza z dziewczyn boi się mioteł.
Pansy z Roxanne zaklaskały wstając z ławki i pochylając głowy na znak szacunku. Ginewra uściskała przyjaciółkę.
- No Smoku wiesz, że jest impreza u nas w Pokoju Wspólnym za godzinę? - Blaise zapytał przyjaciela.
- Jakże mogłoby jej nie być?
Dziewczyny słysząc to złapały po toście i wybiegły z sali. Musiały się naszykować.

Równo godzinę później szatynka ubrana w pierwsze lepsze ciuchy (zdjęcie) weszła do Pokoju Wspólnego i usiadła przy swoich przyjaciołach. Wszyscy z jej paczki oprócz najmłodszej z nich czyli Ginewry Silvii Wright woleli pić. Ruda w obcisłej, czarnej sukience bez ramiączek i zielonych szpilkach szalała na parkiecie. Była już po kilku drinkach.
- Zaaaabiniiii ! Diaaaabeeełku ! Chodź tu ze mną zatańcz. - młoda podeszła do czarnoskórego i zaciągnęła go na parkiet.
Roxanne poszła tańczyć z jakimś nieznanym Mionie chłopakiem, a po chwili zniknęła też Pansy.
- Emm... zatańczysz Riddle. - Draco zwrócił się do Hermiony.
- A wiesz co? Z wielką chęcią.

Rozdział 16.

'Zupełnie nie wiem, co mam robić. To dziwne. Ja Hermiona Jane Riddle nie chcę tak żyć. Chcę zmiany i prawdziwej miłości, chcę żyć jak wcześniej. Śmiać się. Uczyć. Mieć szopę na głowie. Pomagać w zadaniach Harremu i Ronowi. Dziwne, ale tej starej monotonii właśnie teraz potrzebuję. Chcę być Granger-Wiem-To-Wszystko.'
Hermiona szła pustym korytarzem Hogwartu. Znała ich zakątki teraz jeszcze lepiej dzięki patrolom, które co jakiś czas odbywała z Malfoyem.
Myślała o tym co było. Przyjaciołom powiedziała, że idzie do biblioteki, co w gruncie rzeczy było prawdą.
Zapach unoszący się w bibliotece i sama obecność książek ją uspokajały. Czemu potrzebowała spokoju?
Jest z Draconem od dwóch dni i już się kłócą. Ich udawany związek to porażka.
Wchodząc do biblioteki skierowała się do swojego ulubionego działu, ale zanim tam weszła usłyszała dwa tak bardzo znane głosy.
- Stary, cztery miesiące, a ja nadal mam ochotę krzyczeć co rano "Hermiona, Ginny! Chodźcie tu musimy wam coś powiedzieć", ale one już nawet nie są w Gryffindorze.
- Wiem, co czujesz Ron. Ostatnio na Zielarstwie prawie podeszłem do Miony, żeby zapytać, czy będzie ze mną w parze, ale gdy stanęła obok córki Snapea ocknąłem się, że ona woli ich.
'Harry nadal mówi Miona...'
- Głupi byłem wtedy w pociągu i za każdym razem. Zachowałem się jak dziecko, ale ona była naszą przyjaciółką i się zdenerwowałem. Tak samo jak widzę Ginny z Zabinim. Krew mnie zalewa.
- Ty nawet byłeś przeciwny, gdy się z Deanem spotykała. Chciałbym móc chociaż wiedzieć, że one nie patrzą na nas z nienawiścią. Pomimo tego, że wybrały inną stronę.
Hermiona wyszła zza regału i uśmiechnęła się na widok chłopaków kartkujących Historię Hogwartu - jej ulubioną książkę.
- Harry... Ron... - w czekoladowych oczach dziewczyny zaszkliły się łzy - Przepraszam za wszystko.
Podbiegła do dawnych przyjaciół i przytuliła ich. Oddali uścisk.
- To my przepraszamy Miona. - powiedział Wybraniec.

Dziewczyna ubrała się w inne ciuchy (zdj).
- Znowu uciekasz? Gdzie tym razem? - zapytała Ginny, która siedziała w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
- Idę do Harrego i Rona.
Oczy rudej zrobiły się wielkie jak spodki.
- Na Merlina Ginny nie rób takiej miny. Obiecałam im, że sprawdzę ich eseje z eliksirów. Idziesz ze mną?
Ruda długo się zastanawiała, aż się zgodziła.
- Od kiedy ty z nimi się znowu zadajesz? - spytała dziewczyna już w drodze do biblioteki.
- Dzisiaj stwierdziłam, że chcę trochę starej monotonii. Poszłam do biblioteki i usłyszałam jak chłopacy o nas rozmawiają. Aż mi się łezka zakręciła.
Przyjaciółki dotarły do biblioteki. Przy jednym ze stolików siedzieli dwaj Gryfonii. Na widok szatynki ich wargi wyginęły się w uśmiechu, a jak zobaczyli Ginewrę, to otworzyły się w zdziwieniu.
Wright przypomniały się wszystkie chwile spędzone razem.
Podbiegła do chłopaków i jak jej przyjaciółka kilka godzin wcześniej uściskała ich.

- No no... Potter, Weasley widzę, że odnawiacie stare znajomości. - obdarzył Hermionę siedzącą na drugim końcu sali krzywym uśmiechem - Po raz pierwszy w tym roku dostaliście P.
Snape umiał rozróżnić kiedy pisali sami, a kiedy pomagała im szatynka.
Hermiona i Ginny uśmiechnęły się do chłopaków. Ruda miała z nimi nieco chłodniejsze stosunki niż jej przyjaciółka, ale i tak cieszyła się razem z nimi.
- Co to ma być? - Draco nachylił się do przodu i zapytał swojej współlokatorki.
- Harry i Ron dostali dobrą ocenę z eliksirów. To tyle.
- Od kiedy ty się z nimi przyjaźnisz?
Szatynka udała, że się mocno nad czymś zastanawia.
- Mniej więcej od pierwszej klasy, ale potem się okazało, że jestem córką Czarnego Pana i przyjęłam jego znak i po czterech miesiącach postanowiliśmy odnowić naszą przyjaźń.
Chłopak spojrzał na swoją udawaną dziewczynę ze zdziwieniem.
'Cholera, tracę ją'

Rozdział 15.

Minął koniec listopada i połowa grudnia. Za dwa tygodnie miały być święta.
Hermiona już od prawie dwóch tygodni miała zdrową kostkę.
Rano przy śniadaniu dostała list. Przyniosła go ta sama sowa, która była w sierpniu w domu Grangerów.

          Hermiono.

Mam nadzieję, że odnalazłaś się w domu naszego przodka. Słyszałem, że dobrze dogadujesz się z paniczem Malfoyem. To bardzo dobrze. Jestem dumny, że zostałaś prefektem.
Za dwa tygodnie są święta, więc liczę, że Ty, panna Wright i panicz Malfoy zjawicie się w Malfoy Manor.

                                   T.M. Riddle

Szatynka przekazała wiadomość Draco i Ginny.
- Nadal nie wierzę, że to mój ojciec. - powiedziała Hermiona do  Pansy jak szły na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami.
- Ale nią jesteś. Chociaż charakter masz bardziej po swojej mamie.
- A ty gdzie spędzasz święta?
- Rodzice chcą jechać do zimowej posiadłości. Roxanne zostaje z ojcem tutaj, a wy chyba z tego co wiem to u Malfoyów.
W tym momencie doszły już pod chatkę gajowego.

- Nie uda ci się poderwać tego chłopaka Malfoy.
Hermiona założyła się z chłopakiem, że ten musi poderwać piątoklasistę, a w zamian ona wypełni jego zachciankę.
Smok uśmiechnął się przebiegle i podszedł do chłopca. Po pięciu minutach zakład miał wygrany.
'Ta dziewczyna chyba nie wie na co się zgodziła. Tym bardziej, że ten dzieciak to gej.'
- Aż do Walentynek udajesz moją dziewczynę i na bal walentynkowy idziesz ze mną.
Szatynka myślała, że się przesłyszała.
'Co ten jebany pajac sobie myśli?! Że ja niby będę udawać jego dziewczynę? Po jakie licho ja się na to zgodziłam?'
Hermiona z miną skazańca powiedziała:
- Zginiesz za to w męczarniach Malfoy.
- Skoro jesteś moją dziewczyną, to nie możesz mówić do mnie po nazwisku Hermiono.
- Jak sobie życzysz Draco.
Chłopak złapał dziewczynę za rękę i poprowadził do WS na obiad.
Gdy weszli tak do sali, to wszystkie pary oczu były zwrócone na nich.
- Czyżbyś wygrał zakład Smoku? - Zabini, tak samo jak cała reszta wiedzieli jakie dziewczyna dostanie zadanie.
Po skończonym obiedzie dziewczyna powiedziała do swojego "niby chłopaka":
- Draco idziemy do Hogsmeade. Dobrze?
- Okej.
Harry i Ron przypatrywali się przytulonej parze ze zdziwieniem.

Ciepło ubrana Hermiona (zdj) szła razem z blondynem do Hogsmeade. Teraz już nie trzymali się za ręce.
- Pamiętaj, że zakład obowiązuje też poza Hogwartem.
Weszli razem do Trzech Mioteł i usiedli w kącie popijając piwo kremowe.
Szatynka była przytulona do Dracona.
'I gdyby ona nie okazała się córką Czarnego Pana, to teraz by się do mnie nie przytulała.'
Potem poszli do Miodowego Królestwa.
- Uwielbiam te żelki. - powiedziała dziewczyna.
- To dziwne, ale to są moje ulubione.
Po zakupie kilku toreb słodyczy udali się z powrotem do Hogwartu, gdyż dziewczynie było zimno.
- Nie licz na to, że będę twoją przykładną dziewczyną Malfoy.
- Wiem o tym. Ty zawsze sprawiasz problemy.
- Taka już jestem.
- I za to cię lubię.
Hermiona zastanawiała się, czy słuch jej nie myli. On ją lubi?
W tym momencie doszli do murów szkoły. Zmarznięci udali się prosto do swojego salonu.
Usiedli na miękkiej kanapie i oglądali film w magicznyn telewizorze. Przy okazji zajadali się żelkami.
- Accio koc! - zawołała szatynka i przykryła siebie i chłopaka. Smok wyczarował dwa kubki gorącej czekolady.
- Zastanawia mnie jakim cudem my się nie pozabijaliśmy. - rzekł Draco.

- Zabini sądzisz, że oni jeszcze żyją? Nie było ich na kolacji. - Ginny martwiła się o przyjaciółkę.
- Najwyżej znajdziemy ich rozczłonkowanych w ich salonie Wiewióreczko.
Ruda przestraszona przez Blaisa pobiegła do pokoju prefektów, a chłopak chcąc nie chcąc poszedł za nią.
Gdy zobaczył co się dzieje w ich salonie roześmiał się cicho.
Hermiona spała przytulona do Draco, a chłopak obejmował szatynkę również śpiąc. Oboje byli przykryci kocem z wyhaftowanym godłem Domu Węża.
- Jak widzisz jeszcze żyją, a tak nawiasem to mogliby zmienić hasło, bo naleśniki już są nudne.

Rozdział 14.

Nie bez powodu ślizgońskie imprezy są mianowane tymi najbardziej hucznymi. Pod koniec listopada na meczu Puchonów i Krukonów nadal mówiło się o imprezie Ślizgonów.
Ruda siedziała z zimna wtulona w Blaisa, a Hermionie musiał wystarczyć granatowy szalik Ravenclawu.
Przez ten miesiąc Ginewra i Hermiona zaczęły znowu rozmawiać z Luną Lovegood, która nie miała za złe przystąpienie rudej do Czarnego Pana, tak samo nie tępiła szatynki za nazwisko i wybór. Blondynka sama w sobie też się zmieniła.
Już nie nosiła rzodkiewek w uszach, jej włosy były lśniące i rozczesane, różdżkę nadal nosiła za uchem, ale teraz dodawało jej to uroku.
Co najważniejsze - przestała czytać Żonglera.
Teraz siedząc między Ginny i Mioną z ożywieniem obserwowała przebieg gry.
Ravenclaw oczywiście wygrał, więc blondynka zbiegła do swoich znajomych im pogratulować.
- Już nigdy więcej tego nie założę. - powiedział blondyn, który siedział obok Blaisa wskazując na granatowy szalik.
- Nie przesadzaj Malfoy. Nie wyglądasz aż tak źle. - ruda miała coraz lepsze stosunki z dawnym wrogiem.
- Wiewiórko, bo się obrażę. - Zabini udał naburmuszonego, za co dostał od Wright kuksańca w bok.
- Riddle, a ty nie idziesz do bandy tej tam? - blondyn wskazał na drużyny i kibiców.
- Po co mam tam iść, skoro jestem w Slytherinie?
Dziewczyna ruszyła do wyjścia, a za nią trójka towarzyszy.
Na swoje nieszczęście brązowooka  potknęła się. Była już przygotowana na bolesny upadek, ale czyjeś silne ramiona złapały ją i poczuła tylko piekielny ból w kostce.
- Ja nie chcę cię straszyć Riddle, ale masz chyba złamaną kostkę. - powiedział jej wybawca. Ruda stała przestraszona losem przyjaciółki, więc odetchnęła z ulgą wiedząc, że nic specjalnego jej nie jest.
- Nic mi nie jest. Snape nie wybaczy mi jak jutro nie przyniosę mu eseju.
Dziewczyna próbowała wstać, co poszło na marnę, gdyż jej tylna część ciała spotkała się z podłożem, a kostka zabolała jeszcze bardziej.
Malfoy wziął dziewczynę na ręce, a przyjaciołom kazał iść na obiad.
- Riddle, kto normalny oprócz ciebie i wiewióry zakłada szpilki, gdy jest ślisko i w dodatku jest śnieg?
Hermiona założyła ręce na piersi przez co wyglądała jak małe dziecko, które nie dostało zabawki.
Po chwili byli już w Skrzydle Szpitalnym. Chłopak położył dziewczynę na łóżku i zawołał pielęgniarkę.
- Na Merlina dziecko ta kostka jest poważnie złamana! Dam ci kilka eliksirów i usztywnię nogę. Przez tydzień będziesz miała sztywne miejsce złamania.
Szatynka połykała wiele eliksirów. Każdy następny miał gorszy smak. Przez te leki noga bolała jeszcze bardziej, bo zaczęła się zrastać.
- Tutaj masz eliksir Słodkiego Snu. Po nim nie będziesz miała koszmarów, ani nie będziesz czuła, że boli, a jak się obudzisz, to akurat będzie czas kolacji.
Szatynka połknęła eliksir i odpłynęła do krainy Morfeusza.

Gdy się obudziła było już ciemno. Na nodze miała plastikowe usztywnienie służące za gips i przy łóżku stały dwie kule.
Dziewczyna wzięła je i kuśtykając udała się na kolację do Wielkiej Sali.
Przy jej stole Pansy i Roxanne pionformowane o całym zajściu przytuliły dziewczynę i pomogły jej usiąść.
- Jak się czujesz skarbie? - zapytała Ginny zatroskana losem przyjaciółki.
- Dobrze. Tylko noga piekielnie boli, ale za tydzień dzięki pani Pomfrey nie ma być śladu po złamaniu.
Szatynka spojrzała na blondyna, który siedział obok niej.
- Dziękuje Draco. - Hermiona uśmiechnęła się lekko, a arystokrata odwzajemnił uśmiech.
- Smok jak spałaś był u ciebie dwa razy. - powiedziała Roxanne.
- Wyglądał jakby miał sraczkę. Latał w tą  i z powrotem. Miałam ochotę go zamordować, bo przez niego nie mogłam napisać eseju na eliksiry. - dodała Pansy.
Hermiona zerwała się z miejsca i gdyby śmiejący się Diabeł nie podtrzymał jej to by upadła.
O kulach pokuśtykała przez pół sali i udała się do lochów. Na śmierć zapomniała o Snapie i wypracowaniu.

- Ron nie gap się tam bo jej dziurę wypalisz w czole. - Harry uspokoił przyjaciela.
- Stary to moja dawna siostra. Czy ty widzisz te uśmiechy do tego pedała Zabiniego? A Hermiona z Malfoyem jakie uśmieszki sobie przesyłają!
Okularnika też na początku bolał fakt, że jego była dziewczyna i czarnoskóry chłopak mają się ku sobie, ale pogodził się z faktem, że nie ma na to wpływu.
- No właśnie. Ona nie ma na nazwisko Weasley, tylko Wright. Nie jest już twoją siostrą i może robić co tylko chce. A Hermiona jest dorosła i nie jest już naszą przyjaciółką więc nie powinno cię obchodzić z kim się zadaje. Stary minęły trzy miesiące. Więc ogarnij się i zajmij Lavender, swoją nową dziewczyną.

Szatynka wstała z okropnym bólem nogi, ale mimo wszystko było lepiej niż wczoraj. Ubrała się (zdjęcie) i zeszła do salonu, w którym siedziała Ginny.
- Hej Gin, co ty tu robisz? - arystokratka przywitała się.
- Malfoy poszedł rano do Zabiniego, więc skorzystałam z okazji, że do śniadania jest jeszcze ponad godzina i przyszłam z tobą porozmawiać.
Dziewczyna o kulach doszła do kanapy i usiadła przy przyjaciółce.
- Co jest między tobą i Malfoyem? - spytała prosto z mostu Ginny.
- Między nami jest tylko powietrze i łóżko. - brwi rudej powędrowały do góry - Nie w tym sensie. Pozwoliłam mu spać w łóżku i tyle.
- Bo wiesz Miona... to głupie, ale nie daje mi spokoju to, że wtedy byliście tak blisko po zamknięciu w klasie.
- Nienawidzę tego pacana, ale nie wyzywamy się od czasu No-Wiesz-Czego. To wtedy, to była zemsta na Zabinim.
Obie zaśmiały się przypominając sobie Blaisa jako kobietę.
- Czyli nic więcej?
- Ginny, no bez przesady. To Malfoy!
Dalsza część rozmowy przebiegła im na wspominaniu śmiesznych zdarzeń, od których bolał je brzuch.

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 12.

Hermiona weszła do sali pod rękę ze swoim partnerem. Od czasu pamiętnego pocałunku ich stosunki stały się cieplejsze. Byli dla siebie jak zwyczajni znajomi.
Kreacja Hermiony wzbudziła niemały podziw. Tak samo z resztą dziewczęca para, która weszła do sali chwilę po niej.
- Zatańczysz? - blondyn głupio się pytał, bo bal musieli zacząć oni i inni prefekci. Pozostałe dziewczyny, które były prefektami postawiły na czerń i tylko sukienka Cho była u dołu pomarańczowa.
- Robisz tu chyba największą furorę. - Wirowali po parkiecie już ponad minutę.
- No wiem, ale ty też jesteś z lekka obłapywany spojrzeniami. Głównie zazdrosnych facetów.
- Łasic zaraz wypali mi dziury w garniturze.
Dziewczyna zaśmiała się perliście. Nagle jednak sposępniała. Chłopak uniósł pytająco brew.
- Martwię się o Astorię. Ostatnio ciągle czuje się źle.
- Nie martw się. Przejdzie jej. - Smok uśmiechnął się pokrzepiająco i poprowadził dziewczynę do stolika, przy którym siedzieli Ginny i Blaise rozmawiając o czymś z ożywieniem.
- O czym plotkujecie?
- Patrz jak Łasic i Bliznowaty gapią się na Pan i Roksi. - powiedziała Ginny.
Dziewczyny tańczyły śmiejąc się. W tym czasie dwaj Gryfoni wlepiali w nie oczy.
Po chwili podeszli prosząc do tańca, ale dziewczyny tylko ich wyśmiały.
Hermionę nagle zabolała głowę. Usprawiedliwiając się przyjaciołom udała się do lochów.
- Na co czekasz idioto i patrzysz za nią jak pies? Idź do niej. - Blaise pogonił kolegę, który poszedł za dziewczyną, która zapewne już dawno była w ich pokoju. Nie mylił się. Hermiona siedziała już w salonie w dużo za dużej bluzce i bardzo krótkich spodenkach. Na nogach miała szpilki, które wcześniej były pod suknią, a w ręce kieliszek czerwonego wina.
- Przyszedłem, bo tak nagle wyszłaś. Coś się stało? - spytał Draco ściągając marynarkę i sobie również lejąc wina.
- Głowa mnie zaczęła boleć i stwierdziłam, że tu jest nieco ciszej i wolałam napić się wina niż siedzieć tam.
- O co chodzi?
- Jeszcze rok temu siedziałam na balu z Weasleyem i Potterem i śmialiśmy się z Crabba i Goyla, a teraz jesteśmy wrogami.
Smok usiadł obok dziewczyny i dolał jej wina.
- Nie przejmuj się. Nie zrozumieli, że teraz jesteś kimś innym, to powinien to być ich problem, a tymczasem to ty siedzisz tu i jesteś smutna.
- Nie jestem smutna, tylko lekko zawiedziona, bo pomimo, że dla nich byłam maszyną do odrabiania zadań, to zawsze myślałam, że będziemy przyjaźnić się zawsze, a może kiedyś z Weasleyem będziemy małżeństwem.
- Teraz masz nas. - chłopak objął dziewczynę ramieniem, a ta po chwili zasnęła wtulając się  w niego.
Draco nie chciał jej zostawić na kanapie, bo wiedział, że po dłuższym leżeniu na niej strasznie bolą plecy. Wziął dziewczynę na ręce zdejmując jej jednocześnie buty. Była lekka jak piórko. Położył ją na łóżku i przykrył kołdrą, a po chwili sam leżał obok niej.

Rano dziewczyna wstała i ubrała się (zdjęcie). Wcale nie przejęła się obecnością chłopaka w łóżku.
Malfoy, gdy się obudził nie ubierając się nawet poszedł do Zabiniego obgadać taktykę dzisiejszej gry, a do jej salonu wpadła Astoria. Miała rozmazany tusz do rzęs i wczorajsze ubranie. Włosy zazwyczaj misternie ułożone były w nieładzie. Wyglądała jak kłębek nieszczęścia.
- Co się stało Ast?
- Hermiona ja jestem w ciąży.