'Jak to się stało, że wylądowałam w Wenecji z dwójką dzieci? Normalnie. Mając 17 lat uciekłam z Anglii, gdyż mój chłopak okazał się debilem. Po przybyciu tutaj zatrzymałam się w starym mieszkaniu cioci Millicenty i dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Urodziłam wspaniałego syna. Odcięłam się od starego życia. Utrzymywałam kontakt jedynie z Pansy, Ginny, Roxanne i Astorią. Kontaktowałam się również z Harrym i Ronem. W ciągu trzech lat wróciłam jedynie na wojnę. Pomogłam Harremu, ale nie zabijałam. Ja leczyłam rannych. Wojna dla mnie to zaledwie trzy dni. Nie zaliczały się one nawet do powrotu. Dopiero po trzech latach wróciłam do Anglii na ślub Gin i Diabła. Jednakże zbytnie zbliżenie z moim byłym zakończyło się po dwóch miesiącach powrotem do Wenecji i jak się okazało kolejną ciążą. Od dwóch lat jestem tutaj i moja noga nawet nie wystawiła się poza miasto. Czy się boję? Tak... boję się uczuć. Bo mimo, że się uodporniłam na uczucia do Dracona, to nadal serce mi wali jak szalone na zwykłą wzmiankę o nim.'
Czy to była ta sama Riddle, która pięć lat wcześniej jako siedemnastolatka teleportowała się z Anglii do Wenecji? Zdecydowanie nie.
Poza tym że została matką, najlepszym prawnikiem i wspaniałą kobietą (względem innych), nadal była najmądrzejszą czarownicą od czasów słynnej Ravenclaw.
Dostała Order Merlina za zasługi na wojnie i jej imię było wyryte w Izbie Pamięci w Hogwarcie. Dla całego czarodziejskiego świata była bohaterką, ale pomimo tego straciła coś ważnego. Nie chłopaka, znajomych, majątek, ani nic innego. Straciła rodziców.
'Pora ich odwiedzić.'
Z tą myślą ubrała się (zdj) i wiedząc, że dzieci są z Pansy i Roxanne teleportowała się do Anglii na cmentarz.
Grób Riddle'ów był duży i cały wykonany z czarnego marmuru. Na złoto były wygrawerowane słowa :
Tom Marvolo Riddle
&
Cynthia Ellizabeth Riddle
'Tak długo żyjesz, jak jesteś w sercach ludzi'
Czy to nie dziwne, że największy czarnoksiężnik i jego żona mają takie słowa wyryte na swoim nagrobku pod wielkim, starym drzewem?
Byli oni zagorzałymi tępicielami mugoli i szlam. Uważali się za najlepszych, gardzili innymi. Więc w czyich mogą być sercach? Chyba tylko takich szaleńców jak Bellatrix Lestrange. A jednak nie.
Byli w sercu swojej córki, która z każdym dniem była co raz bardziej podobna do matki.
Kochała ona ich w jakimś stopniu. Była przez nich dobrze traktowana i kochana. Dzięki nim nie była już szlamą. Miała ich krótko, ale nigdy nie zostaną zapomnieni. Mimo, że jej ojciec był bardziej wężem niż człowiekiem i tak wiedziała, że tli się w nim dobro. Oczy jej matki potrafiły być najbardziej ciepłe ze wszystkich.
Szatynka nigdy nie zapomni wiadomości o ich śmierci. Pomagała przy rannych, gdy przyszedł do niej Neville. Płakała. Uciekało z niej szczęście. Teleportowała się od razu. Nie słuchała ludzi. Wróciła do Wenecji.
Czy chciała teraz płakać na grobie rodziców składając wianek białych róż? Zdecydowanie nie. Ale nie mogła się powstrzymać. Taka już była. Spojrzała na swoje lewe przedramię. Nie usunęła mrocznego znaku. Chciała, żeby przypominał jej dobre chwile. Tak... dla niej śmierciożerstwo wiązało się z dobrymi rzeczami.
Dracon od czasu zamknięcia ojca w Azkabanie nie miał nikogo, kto mógłby go pilnować. Teraz on pilnował swoją matkę.
Nie zapomni dzieciństwa i momentów, gdy jego matka była bita przez jego ojca. Zapamięta to na zawsze.
Teraz starał się jej to wynagrodzić. Zdecydowanie był dobrym synem siedząc z matką na tarasie Malfoy Manor.
- Pamiętasz Draco jak tu było, gdy żył Czarny Pan?
- Pamiętam mamo. Ten dom, to był przytułek dla śmierciożerców.
- Teraz jest pusty i ma swoją historię. Chciałabym kiedyś, żebyś się ożenił i miał dzieci.
- Ja mam dzieci matko.
Kobieta westchnęła cicho zarzucając włosy do tyłu.
- Wiem synku, ale mieć dzieci, a nie mieć żony, to już nie to samo, co żonę mieć.
- Jedyna kobieta jaką bym widział w tej roli nie chce mnie znać.
- Ten obraz wiszący nad kominkiem wcale nie był sztucznie malowany. Kiedyś ja i Lucjusz się kochaliśmy. Walczył o mnie ponad rok zanim się zgodziłam z nim być. Kocham go do teraz, nawet po tym, co mi zrobił. Chciałabym, żebyście ty i Hermiona też mieli jakiś obraz, lub zdjęcie nad kominkiem.
- My nie będziemy razem. Ja to rozwaliłem i tak już musi być.
- Nadal jesteś małym smokiem, który się jeszcze nie nauczył dobrze latać.
- Mamo, ja chcę być taki jak tata. - powiedział mały chłopczyk siedząc na kolanach mamy i bawiąc się jej różdżką - Tata jest mądry i zawsze opowiada jak to było kiedyś. Jest fajny. Kocha mnie i Hai.
- Tak skarbie. - Hermiona pocałowała syna w czoło - Ale rozczaruję cię, bo taki nie będziesz.
W oczach Scorpiusa zagościł smutek. Ojciec był dla niego autorytetem pomimo, że blondynek miał dopiero 5 lat.
- Ty będziesz lepszy skarbie. - powiedziała z uśmiechem szatynka.
- Mam najwspanialszą mamę! - maluch wtulił się w rodzicielkę - A Hailey będzie taka jak ty! I ty będziesz z tatusiem i będziemy najlepszą rodziną pod słońcem!
Brązowooka spojrzała w oczy swojego synka. Dwie identyczne pary oczu. Jedne wypełnione radością i miłością, a drugie miłością i smutkiem.
- Raczej to ostatnie jest niemożliwe, ale i tak kochamy ciebie i Hailey. Pamiętaj Scory, że to się nigdy nie zmieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz